×
Tytuł:
KiełOryginalny tytuł:
Kynodontas- Gatunek: Dramat
- Rok produkcji: 2009
„Trzej nastolatkowie (Aggeliki Papoulia, Mary Tsoni, Hristos Passalis) mieszkają wraz z rodzicami w odizolowanej od świata posiadłości, która równie dobrze mogłaby znajdować się na innej planecie. Spędzają całe dnie, słuchając domowych nagrań, dzięki którym uczą się słownictwa. Każdemu wyrazowi, którego nie używa się w rodzinie, nadawane jest nowe znaczenie – na przykład „morze” to duży fotel, a „zombie” to żółte kwiaty. Nauczeni doświadczeniem płynącym z zachowania jednego z synów, który został odrzucony przez swoje nieposłuszeństwo, rodzice terroryzują swoje pozostałe dzieci, zmuszając je do posłuszeństwa. Jedyną osobą z zewnątrz, która może wejść na teren posesji jest Christina (Anna Kalaitzidou), dziewczyna zatrudniona przez rodziców do zaspokajania potrzeb seksualnych ich syna. Przy okazji zaburza jednak domową równowagę.”
Opis filmu przypomina trochę inną produkcję, a mianowicie „Osadę” M. Night Shyamalan’a, choć tak naprawdę „Kieł” jest obrazem o wiele bardziej wstrząsającym i – że tak powiem – „poważnym”, gdyż „Osada” trąciła jednak pewną dozą „baśniowości”, a stylistyka „Kła” przypomina formalnie bardziej dzieła Haneke’go, z ich bezkompromisową wiwisekcją ponurej rzeczywistości. Oglądając film Lanthimos’a, trudno nie skojarzyć sobie pokazywanych w nim sytuacji z głośną sprawą Austriaka – Josefa Fritzla, który przez długie lata więził i wykorzystywał seksualnie swoje córki. Tutaj mamy trochę podobną sytuację. Mamy głowę rodziny – Ojca, który sprawuje w domu niemal boską władzę (on decyduje o tym co jest dobre a co złe, narzuca domownikom chory, zakłamany światopogląd i wypaczone normy moralne, aby całkowicie ich sobie podporządkować), mamy matkę, która – choć czasami wydaje się „łamać” – to raczej bez szemrania i dość chętnie uczestniczy w chorej „grze”, którą prowadzi Ojciec. No i mamy też trójkę nastoletnich dzieci (syn i 2 córki), które od urodzenia nigdy nie widziały świata poza ogrodzeniem domu, a wszystko co wiedzą na temat tegoż świata, to przekłamane informacje podawane im przez Ojca i Matkę, mające podporządkować im dzieci w 100-u procentach, a wręcz powiedziałbym – zniewolić je (lub wytresować jak psa) i uformować od zera, niczym glinę, na kształt kogoś, kto tylko z pozoru przypomina „normalne” dziecko.
Film jest bardzo mocny i brutalny w swojej wymowie. Niektóre sceny ocierają się jednak wręcz o absurd i groteskę. Dzieciom zostało np. wmówione, że zwykły domowy kot, to zwierze-morderca i dzieci mają go unikać jak ognia, a ojciec uczy je ujadać jak pies, aby odstraszać te „groźne zwierzęta”. Albo, żeby przeżyć poza ogrodzeniem domu, należy dorosnąć do etapu, kiedy człowiekowi wypada kieł – w przeciwnym wypadku, za ogrodzeniem czeka pewna śmierć. Perełką jest też motyw, gdzie rodzice nadają różnym rzeczom inne nazwy, i tak – uczą dzieci, że np. słowo „morze” oznacza fotel, a „strzelba” – piękny, biały kwiat itp. – powodując, że nawet gdyby dzieci spróbowały kiedyś uciec i komuś coś powiedzieć (choć przecież i tak są całkowicie odcięte od świata), to z pewnością nie zostałyby zrozumiane i zapewne uznane za „nienormalne”… Wszystko to wydaje się śmieszne tylko na pozór, bo jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że te dzieci nie mają żadnego innego punktu odniesienia i przyjmują słowa rodziców jak wyrocznię – to wówczas szybko dociera do nas bezmiar patologii panującej w tym domu oraz ogromne prawdopodobieństwo uzyskania podobnych efektów „wychowawczych”, a początkowy uśmieszek – szybko znika z twarzy widza…
Mocną stroną „Kła” jest też gra aktorska (z premedytacją stosowany „minimalizm”). Aktorzy grają bardzo realistycznie i adekwatnie do postaci okaleczonych psychicznie bohaterów filmu, jakich mają przedstawiać. Nie ma tu miejsca na uśmiechy, czułości, czy ciepłe słówka, jak to w normalnym domu. Czasem gdy spoglądamy na trójkę dzieci, to mamy wrażenie, że są one ludźmi tylko z wyglądu, bo wewnątrz pozostała tylko wydrążona przez chorych rodziców skorupa, którzy zamienili te młode istoty w roboty, pozbawione podstawowych uczuć czy empatii.
Na dokładkę dostajemy też ciekawie skonstruowane, otwarte zakończenie, które zostawia dość szerokie pole dla własnych interpretacji (na forach filmowych toczą się liczne dyskusje właśnie w tej kwestii). Niektórzy zarzucą obrazowi Lanthimos’a, że na koniec film „się urywa” nie dając żadnych, konkretnych odpowiedzi (dla mnie to akurat zaleta), ale należy tutaj wziąć pod uwagę to, że zamysłem reżysera była raczej chłodna, wręcz „laboratoryjna” obserwacja tej patologicznej rodziny (od samego początku nie znamy zbyt wiele szczegółów dotyczących całej tej sytuacji, ani też nie poznajemy bardziej konkretnych pobudek kierujących „rodzicami”) niż jakaś jej wnikliwa analiza. Wyciąganie wniosków Grek pozostawia widzowi i chwała mu za to.
„Kieł” z pewnością nie jest filmem dla wszystkich. Pewnie wiele osób zarzuci mu zbytnie epatowanie erotyzmem (szokująco zagrane sceny kazirodztwa), brutalność (ojciec wymierzający „kary”, czy scena ze sztangielką w łazience…) oraz popadające momentami w śmieszność sceny „tresury” i dehumanizacji dzieci (tak jak wspominałem, są one jednak tylko „śmieszne” na pozór, bo tak na prawdę nacechowane są ogromną dawką nihilizmu i degrengolady moralnej). Jeżeli jednak spojrzymy na to wszystko z dystansem, w kontekście tego o czym czasami możemy wyczytać w gazetach (tak więc nie jest to tylko chora wyobraźnia greckiego reżysera i jego tanie próby zaszokowania widza), to okazuje się że film nie jest wcale aż tak bardzo przesadzony i oderwany od rzeczywistości, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Oczywiście pewne sytuacje reżyser celowo przerysowuje, aby jeszcze mocniej uwypuklić poruszane problemy, ale przecież niejednokrotnie, z perspektywy czasu okazuje się później, że rzeczywistość potrafi przerosnąć najbardziej – wydawać by się mogło – odrealnione, reżyserskie pomysły…
Bardzo interesujące studium dehumanizacji człowieka, prób ukształtowania go (psychicznie) od zera w jakiś a-normalny, humanoidalny twór, zabaw w Boga oraz totalitarnej władzy nad drugim człowiekiem. Mocny, wstrząsający obraz, który na długo pozostaje w pamięci… 7,5/10 ode mnie.
Opis filmu przypomina trochę inną produkcję, a mianowicie „Osadę” M. Night Shyamalan’a, choć tak naprawdę „Kieł” jest obrazem o wiele bardziej wstrząsającym i – że tak powiem – „poważnym”, gdyż „Osada” trąciła jednak pewną dozą „baśniowości”, a stylistyka „Kła” przypomina formalnie bardziej dzieła Haneke’go, z ich bezkompromisową wiwisekcją ponurej rzeczywistości. Oglądając film Lanthimos’a, trudno nie skojarzyć sobie pokazywanych w nim sytuacji z głośną sprawą Austriaka – Josefa Fritzla, który przez długie lata więził i wykorzystywał seksualnie swoje córki. Tutaj mamy trochę podobną sytuację. Mamy głowę rodziny – Ojca, który sprawuje w domu niemal boską władzę (on decyduje o tym co jest dobre a co złe, narzuca domownikom chory, zakłamany światopogląd i wypaczone normy moralne, aby całkowicie ich sobie podporządkować), mamy matkę, która – choć czasami wydaje się „łamać” – to raczej bez szemrania i dość chętnie uczestniczy w chorej „grze”, którą prowadzi Ojciec. No i mamy też trójkę nastoletnich dzieci (syn i 2 córki), które od urodzenia nigdy nie widziały świata poza ogrodzeniem domu, a wszystko co wiedzą na temat tegoż świata, to przekłamane informacje podawane im przez Ojca i Matkę, mające podporządkować im dzieci w 100-u procentach, a wręcz powiedziałbym – zniewolić je (lub wytresować jak psa) i uformować od zera, niczym glinę, na kształt kogoś, kto tylko z pozoru przypomina „normalne” dziecko.
Film jest bardzo mocny i brutalny w swojej wymowie. Niektóre sceny ocierają się jednak wręcz o absurd i groteskę. Dzieciom zostało np. wmówione, że zwykły domowy kot, to zwierze-morderca i dzieci mają go unikać jak ognia, a ojciec uczy je ujadać jak pies, aby odstraszać te „groźne zwierzęta”. Albo, żeby przeżyć poza ogrodzeniem domu, należy dorosnąć do etapu, kiedy człowiekowi wypada kieł – w przeciwnym wypadku, za ogrodzeniem czeka pewna śmierć. Perełką jest też motyw, gdzie rodzice nadają różnym rzeczom inne nazwy, i tak – uczą dzieci, że np. słowo „morze” oznacza fotel, a „strzelba” – piękny, biały kwiat itp. – powodując, że nawet gdyby dzieci spróbowały kiedyś uciec i komuś coś powiedzieć (choć przecież i tak są całkowicie odcięte od świata), to z pewnością nie zostałyby zrozumiane i zapewne uznane za „nienormalne”… Wszystko to wydaje się śmieszne tylko na pozór, bo jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że te dzieci nie mają żadnego innego punktu odniesienia i przyjmują słowa rodziców jak wyrocznię – to wówczas szybko dociera do nas bezmiar patologii panującej w tym domu oraz ogromne prawdopodobieństwo uzyskania podobnych efektów „wychowawczych”, a początkowy uśmieszek – szybko znika z twarzy widza…
Mocną stroną „Kła” jest też gra aktorska (z premedytacją stosowany „minimalizm”). Aktorzy grają bardzo realistycznie i adekwatnie do postaci okaleczonych psychicznie bohaterów filmu, jakich mają przedstawiać. Nie ma tu miejsca na uśmiechy, czułości, czy ciepłe słówka, jak to w normalnym domu. Czasem gdy spoglądamy na trójkę dzieci, to mamy wrażenie, że są one ludźmi tylko z wyglądu, bo wewnątrz pozostała tylko wydrążona przez chorych rodziców skorupa, którzy zamienili te młode istoty w roboty, pozbawione podstawowych uczuć czy empatii.
Na dokładkę dostajemy też ciekawie skonstruowane, otwarte zakończenie, które zostawia dość szerokie pole dla własnych interpretacji (na forach filmowych toczą się liczne dyskusje właśnie w tej kwestii). Niektórzy zarzucą obrazowi Lanthimos’a, że na koniec film „się urywa” nie dając żadnych, konkretnych odpowiedzi (dla mnie to akurat zaleta), ale należy tutaj wziąć pod uwagę to, że zamysłem reżysera była raczej chłodna, wręcz „laboratoryjna” obserwacja tej patologicznej rodziny (od samego początku nie znamy zbyt wiele szczegółów dotyczących całej tej sytuacji, ani też nie poznajemy bardziej konkretnych pobudek kierujących „rodzicami”) niż jakaś jej wnikliwa analiza. Wyciąganie wniosków Grek pozostawia widzowi i chwała mu za to.
„Kieł” z pewnością nie jest filmem dla wszystkich. Pewnie wiele osób zarzuci mu zbytnie epatowanie erotyzmem (szokująco zagrane sceny kazirodztwa), brutalność (ojciec wymierzający „kary”, czy scena ze sztangielką w łazience…) oraz popadające momentami w śmieszność sceny „tresury” i dehumanizacji dzieci (tak jak wspominałem, są one jednak tylko „śmieszne” na pozór, bo tak na prawdę nacechowane są ogromną dawką nihilizmu i degrengolady moralnej). Jeżeli jednak spojrzymy na to wszystko z dystansem, w kontekście tego o czym czasami możemy wyczytać w gazetach (tak więc nie jest to tylko chora wyobraźnia greckiego reżysera i jego tanie próby zaszokowania widza), to okazuje się że film nie jest wcale aż tak bardzo przesadzony i oderwany od rzeczywistości, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Oczywiście pewne sytuacje reżyser celowo przerysowuje, aby jeszcze mocniej uwypuklić poruszane problemy, ale przecież niejednokrotnie, z perspektywy czasu okazuje się później, że rzeczywistość potrafi przerosnąć najbardziej – wydawać by się mogło – odrealnione, reżyserskie pomysły…
Bardzo interesujące studium dehumanizacji człowieka, prób ukształtowania go (psychicznie) od zera w jakiś a-normalny, humanoidalny twór, zabaw w Boga oraz totalitarnej władzy nad drugim człowiekiem. Mocny, wstrząsający obraz, który na długo pozostaje w pamięci… 7,5/10 ode mnie.
Ocena Autora: 7.5
Autor: Raven