×
Tytuł:
Witness for the ProsecutionOryginalny tytuł:
Witness for the Prosecution- Gatunek: Dramat / Thriller Sądowy
- Rok produkcji: 1957
Dawno nie oglądałem tak świetnego dramatu sądowego, z genialnie zagranymi rolami aktorskimi, ciekawą intrygą i miażdżącym zakończeniem. Nie chciałbym uderzać w ton moralizatorski i korzystać ze sloganu, że „teraz już się takich filmów nie kręci”, ale oglądając tą nakręconą w 1957 roku przez niesamowitego Billy’ego Wildera perełkę, nie sposób oprzeć się takiemu wrażeniu (przyznam, że musiałbym mocno wysilić pamięć aby z biegu przywołać tytuł dramatu sądowego nakręconego w ostatnich latach, który zrobił na mnie podobne wrażenie, pod kątem tak treści jak i wykonania).
Główny bohater to weteran sal sądowych, który wraca po zawale i ma zabronione prowadzenie spraw kryminalnych, ze względu na stan serca. Facet jest pulchny, lubi zakurzyć cygaro (czego mu nie wolno), wypić kielicha (czego tym bardziej mu zabroniono) i jest tak bardzo złośliwym, kąśliwym i gburowatym skurczybykiem, że trudno go nie polubić 😀 Adwokat, uwielbiając wyzwania, podejmuje się niemal skazanej na porażkę sprawy (sam nie do końca jest przekonany o niewinności klienta), która znajduje finał na sali sądowej, gdzie dochodzi do niesamowitego pojedynku oskarżyciela z obrońcą…
Temat niby mało odkrywczy i trącący sztampą (należy jednak zwrócić uwagę w którym roku był kręcony ten obraz), ale rozpisanie postaci i sposób ich odegrania, to prawdziwe mistrzostwo świata. Charles Laughton w roli głównego bohatera jest na równi błyskotliwy co cyniczny i uszczypliwy. Marlene Dietrich – zimna, posągowa, wyniosła, oddająca idealnie to, co powinno cechować femme fatale. Elsa Lanchester (nagrodzona za tą rolę Złotym Globem), grająca pielęgniarkę Sir Wilfrida – upierdliwa, nadopiekuńcza, wnosząca elementy humorystyczne do poważnej treści filmu (niesamowita rola. Idealny, równorzędny „przeciwnik” dla usiłującego obchodzić jej zakazy Sir Wilfrida). Tyrone Power – niesamowicie realistycznie potrafiący oddać to, że może i jest bawidamkiem oraz liczył na pożyczkę pieniędzy od zabitej kobiety, ale nie jest mordercą i nikogo nie zabił (świetnie oddał dwoistość swojej postaci. Nie ukrywa, że kusiła go kasa starszej pani, ale zarazem przekonuje – że chciał ją dostać za jej zgodą a nie posuwając się do przemocy).
Film warsztatowo wykonany jest bez zarzutu. Nazwisko reżysera mówi samo za siebie (Billy Wilder). Oprócz aktorstwa i strony wizualnej, wisienką na torcie jest niesamowite, potrafiące mocno zaskoczyć zakończenie, które powinno usatysfakcjonować nawet najbardziej wybrednego widza. Aż mnie korci, żeby napisać coś więcej, ale nie chcę nikomu zepsuć zabawy. Powiem tylko tyle, że film ma zdrowo ponad 50 lat i po jego powstaniu nakręcono tysiące innych filmów, a jego końcówka – nawet dzisiaj potrafi zaskoczyć, co jest dla mnie niesamowitym atutem „Świadka Oskarżenia”. Jeżeli ktoś gustuje w dramatach sądowych, ceni sobie wyśmienite aktorstwo, wyraziste postacie oraz powalające zakończenia, a ponadto nie kręci nosem jeżeli film jest czarno-biały (znam i takie osoby), to „Witness for the Prosecution” jest zdecydowanie dla niego. Mnie ten film urzekł. Nawet pomimo tego, jak dawno temu został nakręcony – nadal potrafi oczarować widza. Tylko nieliczni reżyserzy potrafią nakręcić klasyka, który przetrwa taką próbę czasu…
Główny bohater to weteran sal sądowych, który wraca po zawale i ma zabronione prowadzenie spraw kryminalnych, ze względu na stan serca. Facet jest pulchny, lubi zakurzyć cygaro (czego mu nie wolno), wypić kielicha (czego tym bardziej mu zabroniono) i jest tak bardzo złośliwym, kąśliwym i gburowatym skurczybykiem, że trudno go nie polubić 😀 Adwokat, uwielbiając wyzwania, podejmuje się niemal skazanej na porażkę sprawy (sam nie do końca jest przekonany o niewinności klienta), która znajduje finał na sali sądowej, gdzie dochodzi do niesamowitego pojedynku oskarżyciela z obrońcą…
Temat niby mało odkrywczy i trącący sztampą (należy jednak zwrócić uwagę w którym roku był kręcony ten obraz), ale rozpisanie postaci i sposób ich odegrania, to prawdziwe mistrzostwo świata. Charles Laughton w roli głównego bohatera jest na równi błyskotliwy co cyniczny i uszczypliwy. Marlene Dietrich – zimna, posągowa, wyniosła, oddająca idealnie to, co powinno cechować femme fatale. Elsa Lanchester (nagrodzona za tą rolę Złotym Globem), grająca pielęgniarkę Sir Wilfrida – upierdliwa, nadopiekuńcza, wnosząca elementy humorystyczne do poważnej treści filmu (niesamowita rola. Idealny, równorzędny „przeciwnik” dla usiłującego obchodzić jej zakazy Sir Wilfrida). Tyrone Power – niesamowicie realistycznie potrafiący oddać to, że może i jest bawidamkiem oraz liczył na pożyczkę pieniędzy od zabitej kobiety, ale nie jest mordercą i nikogo nie zabił (świetnie oddał dwoistość swojej postaci. Nie ukrywa, że kusiła go kasa starszej pani, ale zarazem przekonuje – że chciał ją dostać za jej zgodą a nie posuwając się do przemocy).
Film warsztatowo wykonany jest bez zarzutu. Nazwisko reżysera mówi samo za siebie (Billy Wilder). Oprócz aktorstwa i strony wizualnej, wisienką na torcie jest niesamowite, potrafiące mocno zaskoczyć zakończenie, które powinno usatysfakcjonować nawet najbardziej wybrednego widza. Aż mnie korci, żeby napisać coś więcej, ale nie chcę nikomu zepsuć zabawy. Powiem tylko tyle, że film ma zdrowo ponad 50 lat i po jego powstaniu nakręcono tysiące innych filmów, a jego końcówka – nawet dzisiaj potrafi zaskoczyć, co jest dla mnie niesamowitym atutem „Świadka Oskarżenia”. Jeżeli ktoś gustuje w dramatach sądowych, ceni sobie wyśmienite aktorstwo, wyraziste postacie oraz powalające zakończenia, a ponadto nie kręci nosem jeżeli film jest czarno-biały (znam i takie osoby), to „Witness for the Prosecution” jest zdecydowanie dla niego. Mnie ten film urzekł. Nawet pomimo tego, jak dawno temu został nakręcony – nadal potrafi oczarować widza. Tylko nieliczni reżyserzy potrafią nakręcić klasyka, który przetrwa taką próbę czasu…
Ocena Autora: 9
Autor: Raven