Kategorie
Bez kategorii

Recenzja filmu: „Siedem minut po północy”

×
  • Tytuł: Siedem minut po północy

  • Oryginalny tytuł: A Monster Calls

  • Gatunek: Dramat / Fantasy
  • Rok produkcji: 2016
„Niewielu jest dorosłych, którzy mieliby tyle odwagi co 10-letni Conor. Chłopiec codziennie musi bronić się przed grupą starszych chłopaków, którzy prześladują go w szkole. Prawdziwy dramat jednak rozgrywa się w domu chłopca – samotnie wychowująca go matka przegrywa walkę z chorobą, a lekarze rozkładają ręce. W tej sytuacji Conor zyskuje niezwykłego sprzymierzeńca – jest nim mroczna istota ze snów, która za pośrednictwem niezwykłych, magicznych opowieści wciąga Conor w świat, gdzie znaleźć można odpowiedzi na najtrudniejsze pytania.”

Zanim przejdę do właściwej recenzji, warto krótko przybliżyć nietuzinkową historię, jaka stoi za powstaniem książki na podstawie której nakręcono „A Monster Calls”. Pomysł na fabułę wyszedł od Siobhan Dowd, irlandzkiej pisarki oraz aktywistki, która pracowała z trudną młodzieżą i głównie do dzieci oraz nastolatków kierowała swoją twórczość literacką. Pomysł na „Siedem minut po północy” narodził się w głowie Dowd podczas walki z rakiem piersi, którą ostatecznie przegrała. Kobieta nie była w stanie już napisać książki, więc pomysł przekazała swojemu przyjacielowi Patrickowi Ness. Ness skorzystał z postaci, zarysu fabuły oraz pierwszego rozdziału wymyślonego przez Dowd i kilka lat później rozwinął to do formy pełnoprawnego opowiadania, które zostało opublikowane kilka lat po śmierci irlandzkiej pisarki, a następnie zekranizowane przez hiszpańskiego reżysera J.A. Bayona („Sierociniec”, „Niemożliwe”). Historia ta jednak nabiera prawdziwej mocy dopiero po seansie „A Monster Calls”…

Na samym starcie muszę się przyznać, że nigdy nie byłem zbytnim wielbicielem „Labiryntu Fauna”. Owszem, uważałem go za niezły film (6/10), ale daleki byłem od tych wszystkich zachwytów oraz od uznawania go za pozycję kultową. Tym bardziej z lekkim dystansem podchodziłem do „A Monster Calls” ponieważ opisy jasno wskazywały, że najprawdopodobniej będą to klimaty niemal bliźniacze do filmu Guillermo del Toro i jak się później okazało… były. Powiem więcej – klimaty były w stylu „Labiryntu Fauna”, ale doprawione potężną dawką „magii” animowanych „Sekretów Morza”, co dało niesamowity i powalający efekt.

Dawno już nie natrafiłem na film, który wzbudziłby we mnie tyle różnych uczuć i zrobił to tak naturalnie, bez ewidentnej reżyserskiej manipulacji widzem. J.A. Bayon’owi udało się sprawić, że oglądając historię małego Conora, nie byłem tylko widzem jego podróży wgłąb siebie, ale odbywałem ją razem z nim, przeżywając te wszystkie emocje targające dzieckiem. Wszystko to jest zasługą świetnego, pełnego metafor scenariusza, sposobu opowiedzenia tej historii (intrygująca, fantastyczna forma, ale mówiąca o bardzo poważnych sprawach) oraz bardzo dobrej, przekonującej gry aktorskiej i to na wszystkich planach. Tak jak po takich nazwiskach jak Liam Neeson, Felicity Jones czy Sigourney Weaver – można się było tego spodziewać, tak czternastoletni Lewis MacDougall sprawił mi nie lada niespodziankę, ponieważ jego gra twarzą oraz oddanie tych wszystkich skrajnych uczuć, to było po prostu mistrzostwo świata. Dzieciak zrobił tu kapitalną robotę i z powodzeniem udźwignął tak trudna i skomplikowana rolę głównego bohatera opowieści.

Nie chciałbym zdradzać zbyt wiele z fabuły, bo im mniej sie wie o tym filmie, tym większa będzie przyjemność płynąca z seansu. Powiem tylko tyle, że reżyser fenomenalnie pozwolił widzowi wejrzeć w psychikę dziecka nie potrafiącego sobie poradzić z traumatycznymi wydarzeniami oraz emocjami, których bardzo często nie rozumie. Fenomenalnie oddał tu zagubienie, bunt, żal, gniew, nadzieję, rezygnację czy rozdarcie, które w tego typu sytuacjach, przenikają się w głowie dziecka, niczym szkiełka w kalejdoskopie.

Na osobny akapit zasługuje też sama postać tytułowego Potwora, czyli olbrzyma o wyglądzie Drzewca z Władcy Pierścieni, oraz hipnotyzującym głosie Liama Neesona. Jest to postać bardzo intrygująca i niejednoznaczna. Czasem przerażająca, a czasem wręcz dobrotliwa, momentami przypominająca współczującego dziadka, a chwilami – karcącego nauczyciela. Zawsze jednak emanująca głęboką mądrością i ponadnaturalną wiedzą na temat tego co się wydarzyło i tego co ma się dopiero wydarzyć. Jego pełne symboliki opowiadania są przepięknie animowane i stanowią ucztę dla zmysłów, ale ich niejednoznaczność powoduje wewnętrzny niepokój oraz wywołuje pytania, na które znajdziemy odpowiedź razem z Conorem, dopiero w poruszającym finale, który spina film wspaniałą klamrą.

Przyznam szczerze, że „Siedem minut po północy” zrobił na mnie tak duże wrażenie i tak potrafił poruszyć, że chciałbym tutaj napisać o wiele więcej, ale powstrzymuje mnie tylko pewnik, że równałoby się to zepsuciu komuś seansu, a tego bym z pewnością nie chciał. Na podsumowanie powiem więc tylko tyle, że dawno już nie dane mi było obcować z tak piękną, mądrą i wzruszającą historią o dojrzewaniu do zrozumienia pewnych prawd życiowych oraz godzeniu się z tym kim jesteśmy. Historią która dodatkowo potrafi również oczarować warstwą audio-wizualną, nietuzinkowym aktorstwem, a na dokładkę zostaje w głowie na długo po seansie i skłania do refleksji.

Moja ocena: 8/10.
Ocena Autora: 8
Autor: Raven
Zobacz trailer
Nowości filmowe - Premiery filmowe
Szukasz serialu - Znajdź serial dla siebie
Katalog filmowy - Katalog z filmami
Szukaj filmu - Znajdź film dla siebie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *