Kategorie
Bez kategorii

Recenzja filmu: „Sierpień w hrabstwie Osage”

×
  • Tytuł: Sierpień w hrabstwie Osage

  • Oryginalny tytuł: August: Osage County

  • Gatunek: Dramat / Komedia
  • Rok produkcji: 2013
„Adaptacja sztuki Tracy Letts. Mroczna historia silnych kobiet z Weston, których ścieżki życiowe rozeszły się kilka lat wcześniej. Violet (Meryl Streep) cierpi na raka, niedawno też uzależniła się od narkotyków. Jej mąż, poeta Beverly (Sam Shepard), decyduje się zatrudnić dla niej opiekunkę. Niedługo po przybyciu kobiety, sam znika. Rodzina jednoczy się w jego poszukiwaniach, by po kilku dniach dowiedzieć się o popełnionym przez niego samobójstwie. Kryzys zbliża rozdzielonych krewnych, sprowadzając ich do rodzinnego domu, gdzie wychowały się córki pary.”

Już na starcie powiem, że dawno nie oglądałem tak mocnego, emocjonującego, nie-europejskiego dramatu. Jako, że film jest adaptacją sztuki teatralnej – zapewne nie każdemu przypadnie on do gustu, bo z samego założenia, trudno się tu spodziewać wizualnych fajerwerków, czy akcji mknącej jak meteoryt. Jednak forma taka, w zamian gwarantuje najczęściej świetne dialogi, bezkompromisową grę na emocjach widza i aktorstwo najwyższej próby – o co akurat w przypadku „August: Osage County” możemy być spokojni.

Fabuła nie jest jakaś zbyt odkrywcza ani też skomplikowana. Ot, po latach, rodzina która bez większego żalu i tęsknoty za sobą, rozjechała się po świecie, jest zmuszona ponownie się spotkać w rodzinnym domu i stawić czoła nie tylko zaginięciu głowy rodziny, ale też (a może – przede wszystkim?) wszystkim żalom, pretensjom, rodzinnym sekretom oraz całej tej niechęci, która spowodowała, że „powrót do domu” to ostatnia rzecz na jaką mieli ochotę. Brzmi znajomo? Zapewne… Jednak forma w jakiej jest to przedstawione (momentami napięcie rośnie jak w najlepszym thrillerze, vide: podczas „ostatniej wieczerzy”, gdzie wręcz podskórnie się czuje, że tutaj za chwilę bankowo nastąpi „wybuch”, kwestią jest tylko „kiedy?”), generowane emocje oraz wyśmienita gra aktorska (genialna jak zawsze Meryl Streep, oraz grająca życiową rolę – Julia Roberts) powodują, że dwie godziny seansu stają się prawdziwie intymnym przeżyciem i gwarantuję, że niejeden z widzów, oglądając te wszystkie rodzinne patologie sączące się z ekranu – nie raz, niczym w lustrze, znajdzie w nich odbicie swoich własnych, rodzinnych problemów, bo któż z nas mógłby z ręką na sercu powiedzieć, że ma całkowicie „normalną rodzinę”?

Wrócę jeszcze do aktorstwa, bo akurat to jest tutaj na najwyższym, wręcz powalającym poziomie i nominacje do Oscara dla Streep i Roberts nie są bez przyczyny. I tak jak Julia jest hołubiona na wszystkich forach filmowych (i słusznie, bo w końcu dostała ambitną rolę gdzie mogła pokazać swój – jak widać – nieprzeciętny warsztat aktorski, zamiast pindrzyć się w kolejnym kom-rom’ie), tak Maryli często zarzuca się przerysowanie swojej roli, manieryczność zachowań i wręcz neguje się słuszność nominacji do Statuetki. Osobiście uważam to za totalną bzdurę. Jasne, że zachowanie Violet w wykonaniu Meryl jest czasem właśnie takie jak niektórzy zarzucają – momentami przeszarżowane, bezkompromisowe, a nawet popadające w groteskowość. Należy jednak spojrzeć na to, kim jest Violet – wiecznie naćpaną narkomanką, która umiera na raka, ma więc już na wszystko wyłożone i bez żadnego zahamowania okazuje to całemu światu. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy jeszcze jej – z natury – wredny, cyniczny charakter, to naprawdę trudno tutaj nie docenić tego co Streep pokazała na ekranie (genialna gra twarzą, ciałem oraz świetne modulowanie głosu) i nadal się dziwić, że bohaterka filmu zachowuje się tak, a nie inaczej.

Wracając do samego „Sierpnia”, podobnie jak w przypadku „Rush” („Wyścig”), uważam za skandal pominięcie go w oscarowych nominacjach, w kategorii najlepszego filmu, bo obok „Wilka z Wall Street” – pozamiatałby całą konkurencję (przynajmniej w mojej prywatnej ocenie). Pewnie sprawiła to jego swoista „niszowość” (zapewne bardziej docenią ten obraz ludzie trochę starsi, mający pewien bagaż doświadczeń życiowych), choć jak dla mnie – nie jest do żadne wytłumaczenie dla Akademii. „August: Osage County” swoją stylistyką sięga do najlepszych amerykańskich tradycji dramatycznych, rodem z „Kto się boi Virginii Woolf” czy „Kotki na gorącym, blaszanym dachu” i choć oczywiście nie jest w stanie rywalizować z tamtymi legendami kina, to jest to film zdecydowanie bardzo dobry (obok „Wilka” i „Wyścigu” – najlepszy jaki widziałem z numerkiem 2013 obok tytułu), urzekający doskonałym aktorstwem i potrafiący mocno zagrać na emocjach widza oraz skłonić go do refleksji.

Powiem tylko tyle – oglądając za pierwszym razem „Sierpień”, niestety usnąłem po jakichś 45 minutach seansu (zmęczenie materiału po ciężkim tygodniu pracy niestety robi swoje). Podchodząc do niego na drugi dzień – nie śmiałem jednak kontynuować go od 45 minuty (co z reguły robię), tylko obejrzałem raz jeszcze, od samego początku, bo to za dobry film by go rozbijać na „kilka razy”. Niech to posłuży za najlepszą jego rekomendację. Moja ocena: 8/10.
Ocena Autora: 8
Autor: Raven
Zobacz trailer

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *