Kategorie
Bez kategorii

Recenzja filmu: „Birdman”

×
  • Tytuł: Birdman

  • Oryginalny tytuł: Birdman

  • Gatunek: Dramat / Komedia
  • Rok produkcji: 2014
„Riggan Thomson (Michael Keaton) ma sześćdziesiąt lat na karku, a o jego karierze można już mówić tylko w czasie przeszłym. Dwie dekady wcześniej plakaty jego filmów – trzech części „Birdmana”, czyli superbohaterskiego blockbustera o facecie, który w przebraniu ptaka tłucze złoczyńców – wisiały na każdym rogu, a sam Riggan był bożyszczem tłumów. Czas zrobił jednak swoje. Mięśnie zwiotczały, popularność zmalała, a kolejne role nie pomogły Rigganowi zrzucić celebryckiego pierza i obrosnąć w piórka poważanego aktora. Aby wrócić do łask – już nie jako gwiazda, ale jako artysta – Thomson postanawia wystawić na Broadwayu adaptację krótkiego opowiadania Raymonda Carvera. Nie jest to jednak łatwe, biorąc pod uwagę problemy psychologiczne Thomsona i charaktery jego współpracowników…”

Recenzowany komediodramat ma tak na prawdę niewiele słabych stron i z powodzeniem broni się sam. Dostajemy tu świetną obsadę, kapitalne aktorstwo, dialogi tak cięte i ironiczne, że aż człowiek ma chęć do nich raz jeszcze wrócić, oraz prawdziwy kunszt od strony techniczno-filmowej (zdjęcia, montaż).

Historia podstarzałego aktora, który nie może się pogodzić z tym, że jego 5 minut minęło, a wszyscy mają go tylko za zwykłego celebrytę (a nie artystę), to temat może nie nowy, ale w wydaniu Alejandro Gonzaleza Inarritu – zrealizowany jest po prostu po mistrzowsku i funduje widzowi emocje przez całe dwie godziny seansu. Kapitalnie pokazana jest desperacja głównego bohatera, który stawia wszystko na jedną kartę (wystawia sztukę na Brodway’u), aby udowodnić całemu światu, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i jest PRAWDZIWYM aktorem, a nie tylko „znanym odtwórcą komiksowej postaci”. Oczywiście wszystko sprzysięga się przeciwko niemu (zbuntowany odtwórca jednej z głównych ról, wywierający presję reżyser, córka-ćpunka mająca o nim fatalne zdanie, kochanka w ciąży, krytyk, który go ewidentnie nienawidzi itp.), a my widzimy jak coraz bardziej do głosu dochodzi mroczne alter-ego bohatera (jego wewnętrzny głos), który stara się pozbawić go wszelkich złudzeń, że nadaje się do czegokolwiek innego niż odgrywanie postaci Człowieka-Ptaka. Kapitalnie ogląda się to zmaganie Riggan’a z samym sobą oraz wszystkimi przeciwnościami. Reżyser w ironiczny (choć niepozbawiony goryczy) sposób pokazuje jak w dzisiejszych czasach tak na prawdę stosunkowo niewiele zależy od samego aktora, a jak wiele od tego co napisze liczący się krytyk, czy zwykli „Kowalscy” na portalach społecznościowych. Smutne jest to, jak łatwo kogoś w ten sposób wywindować do miana bożyszcza tłumów, ale też jak łatwo złamać komuś w ten sam sposób karierę i życie. To nie jest już świat dla dinozaurów, którzy gdzieś mają wszelkie Twittery i inne FaceBooki… Tak jak rzuca w twarz bohaterowi córka (notabene kapitalnie nakręcona scena kłótni i świetna Emma Stone) – jeżeli jesteś osobą publiczną i nie masz profilów na portalach społecznościowych – nie ma cię, nie istniejesz!

Najciekawszą stroną filmu jest jednak dla mnie ta surrealistyczna otoczka, kiedy Riggan dyskutuje z głosem Birdmana w swojej głowie, oraz postrzega siebie jako super-bohatera. W nietresujący sposób pozwala nam to wejrzeć w psychikę głównego bohatera i poczuć, że ten człowiek to chodząca bomba zegarowa, którą albo ktoś „rozbroi” (sukces wystawianej sztuki), albo „wybuch” będzie tylko kwestią czasu. Oczywiście jest to tylko subtelnie zarysowane przez reżysera, ale widz oglądając jak facet bierze się za bary z przeciwnościami losu (i jak bardzo mu to nie wychodzi, mimo najszczerszych chęci oraz starań), zaczyna się po prostu bać o postać kreowaną przez Keatona.

Pikanterii „Birdmanowi” dodaje odtwórca głównej roli, czyli Michael Keaton. Aktor, który – tak jak główny bohater – sławę zyskał odgrywając Super-Bohatera (Batman), a później jego gwiazda mocno przygasła – rewelacyjnie odnalazł się grając taką, a nie inną postać. Keaton dał tu z siebie 110% i w wielkim stylu powrócił na salony Hollywood. Czy jednak to samo dane będzie bohaterowi „Birdmana”?

I tu dochodzimy do kolejnego atutu filmu, jakim bez wątpienia jest bardzo otwarte zakończenie, nad interpretacjami którego trwają dyskusje w Internecie. Zdania są tak skrajnie odmienne, że choćby nawet dla tego warto sięgnąć po film i sprawdzić jak samemu odbierzemy końcową wizję reżysera…

Jeżeli chodzi o minusy, to ja bym tutaj wskazał na irytującą ścieżkę dźwiękową, która momentami potrafiła mi skutecznie rozbić przyjemność delektowania się tym co widzę na ekranie. Jest to oczywiście tylko kwestia gustu (bo np. wiele osób się nią zachwyca), ale dla mnie – nijak nie komponowała się ona z tym, co oglądałem. Oczywiście mogło by też być trochę więcej Nortona, zwłaszcza w drugiej połowie filmu, bo facet kradł niemal każdą scenę w której się pojawiał i oglądanie go w takiej formie, to była prawdziwa uczta dla zmysłów. Cała reszta to na prawdę kino wysokich lotów i w ciemno mogę je polecić każdemu wielbicielowi X Muzy. Moja ocena 8/10.
Ocena Autora: 8
Autor: Raven
Zobacz trailer

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *